wtorek, 16 maja 2017

LH 0407

Lecę. Siedzę na miejscu 43G, a to oznacza fotel, a raczej fotelik w środkowym, czteroosobowym rzędzie tuż przy przejściu. Najlepsze miejsce na długim locie. Jedynie siedzący obok Artur, może niepokoić mnie chcąc przespacerować się po ogromnym 747. Na szczęście nie chce. Siedzę więc spokojnie i piszę. Miejsce przy oknie i związane z tym próby przeciskania się obok siedzących współpasażerów przez wąskie szczeliny podobne do tych w Górach Stołowych wydaje się z mojej perspektywy koszmarem. Nic nowego, za widok zawsze trzeba słono płacić…
Przygód nie zabrakło już na początku. Okazała broda Artura okazała się znacznie dłuższa niż jej całkowity brak na zdjęciu w jego paszporcie co od razu sprowokowało urzędników do zaproszenia go na szczegółową kontrolę, w celu upewnienia się czy nie zagraża bezpieczeństwu narodowemu. Teraz siedzi obok i zadowolony popija sok pomarańczowy o bardzo wysokim współczynniku glikemicznym. No właśnie, jedzenia obawiam się  najbardziej. Jak wytrzymać kilka tygodni na tak nieprzyjaznej diecie jaką serwują Amerykanie. Nie żebym nie lubił burgerów czy steków, bynajmniej, chodzi jednak o to nieprzyjemne poczucie winy, po zjedzeniu zbyt dużej ilości frytek skąpanych po szyję w majonezie…;).
Hola, hola, miało przecież być o fotografii, a ja jak zwykle o jedzeniu. 


Moją fotograficzną opowieść zaczynam tym razem od przestawienia czasu w aparacie. Nie migawki, ale czasu systemowego. Ostatnio kiedy tego nie zrobiłem, całkowicie pogubiłem się w chronologii moich zdjęć. Dzień mieszał się z nocą, noc nadchodziła w południe, słowem chaos. To wbrew pozorom ważna sprawa, zważywszy kiedy fotografujemy kilkoma aparatami. Ich czasowa synchronizacja to elementarz! Fuji w menu oferuje ustawienie dodatkowego czasu oznaczonego ikonką samolotu. Ustawiam - 6h. Ależ to proste.
Lecę. Trochę kołysze, kończymy kurczaka, podawanego z ciastkiem i czekoladką. Kawa, sok, jeszcze jeden sok, woda i znów kawa… jeszcze tylko 5 godzin. W słuchawkach pobrzmiewa Frank mieszając się z szumem silników i płaczących wokół niemowlaków. „Jeśli ogarniesz tutaj, ogarniesz wszędzie” wyśpiewuje znaną od lat żelazną zasadę… Dam radę, będzie pan zadowolony, mówię do siebie szeptem :)



do jutra

Brak komentarzy: