Edytowanie fotografii to żmudna praca. Nie ma już wokół inspirującego
kurzu prerii, wszechobecnych grzechotników i uciążliwego upału. Po pierwszej,
dość łatwiej selekcji, drugiej, znacznie trudniejszej, wybrałem 350
fotografii do mojej teksańskiej opowieści. Pozostało jeszcze, zapanowanie nad barwą, co zajęło mi wiele godzin. Nie idzie tu bynajmniej o manipulację
rzeczywistością, ile o stylistyczną harmonię. Wiem, byłoby dużo łatwiej pozbawić
fotografie koloru, ale opieram się temu jak mogę. To nienaturalne, to droga na
skróty, pójście na łatwiznę. Tak uważam. Wszak świat jest pełen barw, a
wszechobecna czerń i biel wzięła się jedynie z technologicznych braków na
początku, kropka.
Została jeszcze ostatnia selekcja, która uszczupli moją opowieść
do około 100 fotografii... To jednak już czysta przyjemność, która czeka na mnie
w drodze :)