wtorek, 27 czerwca 2017

Poranny wiatr...

Berlin, spoglądam z okien apartamentu na 6 piętrze przy Wilhelmstraße. Poranny wiatr kołysze flagi pobliskich ambasad. W dole bezszelestnie suną rzeką Berlińczycy na swych kolorowych rowerach. Cisza. Sięgam po kawę i zaglądam do sieci sprawdzić co w kraju. A tam nasz minister „wewnętrzny” na pierwszej linii frontu walczy o nasze przetrwanie i narodową dumę. 

„Musimy zewrzeć szyki i uszczelnić granice”, donośnym głosem wzywa do obrony Rzeczypospolitej. „Należy bronić Najjaśniejszej przed wszelkiej maści lewakami i liberałami" mówi dalej… „Wiadomo przecież, co dzieje się tam, za naszą zachodnią granicą". W ułamku sekundy pot oblewa moje czoło. Szybko zamykam komputer i wracam do okna. Rozglądam się nerwowo. Cisza. Poranny wiatr kołysze flagi pobliskich ambasad. W dole bezszelestnie suną rzeką Berlińczycy na swych kolorowych rowerach.

Brak komentarzy: