środa, 31 maja 2017

W drodze

Zaspani, rankiem opuszczamy Sanderson. Pada. Na obrzeżach miasta mijamy szyld zapowiadający nadchodzący festiwal grzechotników. Przed nami 300 długich mil do El Paso. W bagażniku mamy zgrzewkę wody, worek jabłek z Wolmartu i energetyczne batony. Po drodze, zatrzymujemy się i fotografujemy. Piotr namawia mnie do wegetarianizmu. Opieram się. W Texasie jest więcej bizonów niż wegetarian ripostuję. W malowniczym Van Horn znajduję $20 leżące tuż przy drodze. Easy come, easy go, wydajemy całość w najbliższej, meksykańskiej knajpie. Pyszne jedzenie. Zamawiam rybę… Piotr tryumfuje. Pogoda znów wraca do normy. Słońce w zenicie pali nie dając odrobiny cienia. Sawanna powoli zamienia się w pustynie, na horyzoncie majaczą już Góry Skaliste. Jedziemy wzdłuż Rio Grande, za którą już Meksyk. Mijając Sierra Blanca odzyskujemy straconą rano godzinę, przechodząc w kolejna strefę czasową… 

pozdrawiam z El Paso








2 komentarze:

Arkadiusz Kopciuch pisze...

Lubię czytać pana posty, przepraszam - zdjęcia również są świetne. ... ale dzisiaj przebił sie pan zdjęciami. Służy panu ta "wycieczka".

Have a Nice Day A.K.

Maciej Nowaczyk pisze...

Widac, że się fotograficznie rozkrecasz:)