czwartek, 4 lipca 2019

#1 Motele

Motele. Uwielbiam je z ich przaśnym wystrojem i ogromnym łóżkiem, zdeformowanym przez nadmiar orzechowego masła. Obowiązkowa biblia w szufladzie i nieodzowny telewizor, który wciąż snuje miraże o Ameryce Great Again, tocząc spór o głos z szumem klimatyzatora, z początku irytującym, lecz 1000 mil na południe od zatoki San Francisco, płynnie zmieniającym się w słodką muzykę, przynoszącą ukojenie, niczym chłodny wiatr z nad Pacyfiku. Amerykańskie motele...

***
Znaczona własnym rytmem, każda inna, podróż. Nieważne czy na kraniec miasta czy na koniec świata, wszystkie równie piękne, niosą nowe doświadczenia i dokonują zmian w naszych umysłach.
Każdego dnia zmieniając miejsce, rozpoczynałem ją od nowa. Lubię ten rytuał, który w drodze jest niczym oddychanie. Kolejny bar, zapach kawy, nowa droga i muzyka w lokalnym radiu podróżowały ze mną w poszukiwaniu tego co z horyzontem. 

Dziewięć tysięcy kilometrów zakurzonych dróg, od Arizony po Montanę, od spalonej słońcem pustyni, po śnieg lśniący na grzbietach majestatycznych bizonów. 

Chciałbym zabrać Was w podróż po Ameryce, po której dane było mi podróżować z aparatem przez miniony miesiąc. Niech obrazy dopełnią słowa, dodając im odrobiny zapachów i wiatru we włosach. 


1 komentarz:

Tadeusz pisze...

Za każdym razem, gdy czytam Twój artykuł, coś się we mnie przemienia. Czuję uspokojenie i na chwilę przenoszę się w to miejsce. Trochę szkoda, że tak mało ilustracji, ale opowieść nadrabia ożywiając wyobraźnię.
Czekam na osobista relację.