poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Unorthodox

Obudziłem się po ósmej. Zachowaj dyscyplinę powtarzam sobie jak mantrę. Woda, tabletka, kawa. Potem kilka minut ćwiczeń, które tak bardzo chciałbym przeobrazić w nawyk. Zachowaj dyscyplinę, słyszę swój głos ponownie i zamiast odkurzyć wiadomości, klikam youtuba, aby kolejne 6 minut spędzić z BBC Learning English. Dziś trzy ważne słowa; anxiety, isolation i take a toll. Jakie czasy takie słówka, ostatniego nie znam, zobaczę je wieczorem na pasku CNN… Increase of death toll in NY.
Świat się zmieni. To dziś bez wątpienia najczęściej rozbrzmiewająca fraza. Wypełnia okładki gazet, usta telewizyjnych mędrców i fajsbokowe memy. Tak. Najwyższy czas na zmiany. Chcę tego!

Fascynują mnie ludzkie postawy. Polaryzacja mutuje ja wirus. Definiujący nas wcześniej stosunek wobec Kościoła, LGBT i partii, zastąpił ten wobec obywatelskich wolności i społecznego dystansu. Zdumiewa mnie postępująca radykalizacja oraz pewność siebie. To dobry moment do weryfikacji kim jesteśmy naprawdę, kim są nasi przyjaciele, rodzina, lekarz, policjant, biskup czy prezes.

Po popołudniowej partyjce scrabble, poszliśmy z Maurycym, na długi spacer. W promieniach wieczornego słońca rozmowa sprawiała nam radość, jakiej nie doświadczyliśmy od miesięcy. Pośpiech zastąpiła atencja, a słowa nabrały nowych znaczeń. Świat się zmienia, to cieszy.
Dzwoni telefon, Maciej, mój rowerowy przyjaciel mieszkający na wyspie, która jakiś czas temu obraziła się na Europę.
- raz dziennie można, legalnie, uśmiecha się na skypie, zziajany nieco, w rowerowym kasku spod którego wystają dawno nie obcinane włosy. Brrr…. Ucieszył mnie jego telefon, uwielbiam jego poczucie humoru, za to mniej to, że objeżdża mnie na rowerze jak chce. Szukam usprawiedliwień, że może młodszy, ma lepszy rower, w rzeczywistości jest naprawdę dobry "w te klocki".
Pamiętam nasze rozmowy na Sycylii, kilkanaście lat temu, podczas zimowego wejścia bez czapek na szczyt góry La Rocca, okrywający cieniem nadmorskie Cefalu. O mało nie umarłem ze śmiechu, kiedy udawaliśmy Islandczyków. Tamte czasy już nigdy nie wrócą. To było dawno przed pandemią, będziemy mówić niebawem. Było, minęło. Tęsknie.

Wieczorem kiedy jadę rowerem karty rozdaje spotify. Kolejny punkt programu. Muzyka targa moimi emocjami od Mahlera po Talk Talk. Obraz miasto kompletnie wymarłego, niczym po filmowej katastrofie, potęguje jeszcze doznania. Jadę. Wiatr we włosach… o przepraszam, zgoliłem je przypominając dziś wielkanocne jajko. Rytuał przejścia, przemiana w oczekiwaniu na nowe. Świat będzie innym kiedy już odrosną.
To jeszcze nie koniec programu. Pozostało nocne kino. Dziś Unorthodox, chasydzka historia łącząca Brooklyn z Berlinem, które miałem odwiedzić na dniach. Ironia losu. Kulminacyjny moment opowieści zatyka mi gardło, a wyśpiewana w jidysz pieśń wylewa ze mnie potok łez. Świat jednak jest piękny.

Brak komentarzy: