Najbardziej interesujące jest to co ukryte tuż pod powierzchnią. By to
zobaczyć należy zwolnić, czasem całkowicie się zatrzymać.
Przeczesując miejskie przestrzenie, kluczowy jest odpowiedni rytm.
Niezbędna samotność. Tą samotność w tłumie i wewnętrzny spokój najlepiej znają
maratończycy. W fotografii ulicznej jest podobnie. Tu kiedy osiągniemy
„nirwanę”, obrazy wyłaniają się niemal z każdego zakamarka. Bywa, że są wręcz
nachalne, niczym komary od których nie możemy się opędzić. Ten stan nie trwa jednak długo. Fotografowanie na ulicy to raczej dystans krótki. Mija chwila, ktoś nagle
wyłącza światło. Wszystko znika. Świat na powrót staje się zwyczajny... Aż do
następnego razu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz