niedziela, 18 września 2016

Sen Legii...

Przy 0:4 by ukoić ból, ściszyłem dźwięk i włączyłem Ninę Simone. By zachować równowagę, a upokorzenie nie było podobne temu, które towarzyszy mi kiedy oglądam obrady sejmu, wyszedłem do kuchni w poszukiwaniu butelki Pilsnera. Znalazłem od razu i w chłodnej szklance zatopiłem usta i umysł. Wróciłem na kanapę. Było już 0:6. Nina Simone śpiewała jakby nigdy nic…

Brak komentarzy: