
Mijają niemal dwa tygodnie od powrotu z naszych
weneckich warsztatów, a ja wciąż niepokojąco milczę ;) Uspokajam od razu, że
powodem panującej złowrogiej ciszy była podstępna grypa, która omalże mnie nie zabiła. Na
szczęście wygrałem ten bój, choć kosztował mnie naprawdę sporo.
Zimowe warsztaty w Wenecji okazały się pomysłem
doskonałym. Po pierwsze towarzyszyło nam przez cały dzień światło, które o tej
porze roku jest absolutnie unikatowe, po drugie, wypełniona zazwyczaj po brzegi
turystami Wenecja, w styczniu raziła nieskazitelną ciszą. Opustoszałe uliczki i
place skąpane w zimowym słońcu tworzyły nastrój równie kameralny co
melancholijny. Po trzecie w końcu, tegoroczna załoga, wraz z jej umiłowaniem do włoskiej kuchni, każdego wieczora nasze fotograficzne rozmowy uatrakcyjniała
pastami ze szpinakiem, mulami, serami, winami… słowem lepiej być nie mogło. Warto wspomnieć także instaxy wide, którymi fotografowaliśmy z zapałem starając się nieco zwolnić
i nabrać odmiennej świadomości. Przy tym wszystkim nie zabrakło dobrej zabawy,
choćby wtedy kiedy na smaganej lodowatym wiatrem plaży na wyspie Lido, w
temperaturze około zera, udawaliśmy upalne uniesienie. To był prawdziwy horror
dla naszych ciał, jednocześnie burza endorfin dla umysłu.
Pobierz pdf - Venice Street Photo 2017

Pobierz pdf - Venice Street Photo 2017

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz